Historie

Oto historie naszych wilków i nie tylko.

Od Makao (Wataha Europy)

Makao usiadła razem z Coldsnap pod drzewem. Uśmiechnęła się do niej.
 -Opowiem ci moją historię. Dokładnie. I nie męcz mnie już o to więcej.
 Urodziłam się daleko, w gęstym i prawie niezaludnionym lesie. Miałam czworo rodzeństwa. Mój ojciec był Alfą, a matka doskonałą Łowczynią. Gdy miałam dwa miesiące, w okolice naszego Legowiska przyszła grupka nieznanych nam ludzi. Nie byliśmy zbyt podejrzliwi, ale rodzce trzymali nas, szczenięta, z dala od nich. Mieli rację. 
 Pewnego dnia jeden z moich braci, Jazz, namówił nas na spacer pod nieobecność matki. Poszliśmy calą piątką. Dobrze znaliśmy okolicę i nie obawialiśmy się niczego. Może byliśmy zbyt pewni siebie, może to po prostu taka cecha dzieciństwa, a może... nie ważne. Natknęliśmy się na tych obcych ludzi. To było zupełnie nieoczekiwane. Jeden z nich zarzucił worek na Jazza, inny na mnie i na Fi, moją siostrę. Reszta chyba zdążyła uciec. Obok słyszałam szamotaninę Jazza i gniewne krzyki ludzi. Potem rozdzierany worek i wrzask bólu. Jazz... uwolnił się?
 Zostałam ja i Fi. Ściśnięte w jednym worku przeżywałyśmy koszmar. Początkowo wyłyśmy rozpaczliwie, wołając o pomoc. Próbowano nas tego oduczyć kopniakami. Z niejakim wstydem przyznaję, że się to udało. Nie byłyśmy silne duchem, a wilczęta słabo panują jeszcze nad odruchami, więc opór ustał. Zaczęłam zastanawiać się, co będzie dalej. Co się stanie? Podróż się dłużyła. Pewnego dnia rozwarto worek. Spojrzałam z odrazą na człowieka nade mną. Do środka wsunęła się ręka i wyjęła moją siostrę. Dziabnęłam rękę i skaleczyłam. Szkoda, że nie byłam większa. Fi przełożono do drugiego worka i przez chwilę słyszałam, jak popiskiwała cicho, a potem jej głos zagłuszyli ludzie. Zrozumiałam, że Fi poniesiono gdzie indziej niż mnie i nigdy jej już nie zobaczę.
  Nie będę opisywała dalszej podróży. W każdym razie doszliśmy do obozowiska. Później się dowiedziałam, że nazywa się to cyrk. Kilka dni później zaczęto mnie ''szkolić'', tzn męczyć, abym robiła różne dziwne rzeczy. A przecież byłam dopiero szczenięciem! Karmili mnie mało i rzadko, tylko wtedy, gdy podobały im się moje wyniki tego dziwnego szkolenia. W ten sposób dorastałam, wkrótce zaczęto mnie wystawiać na pokazach ku uciesze tłumu ludzi. Męczyłam się tak parę lat, aż do pewnej zimowej nocy.
  Było wyjątkowo zimno. Jak zwykle ze swojej klatki nasłuchiwałam odległych odglosów lasu i co jakiś czas wyłam żałośnie. Dotąd nie przynosiło to efektów, co najwyżej dostałam kopniaka od wartownika. Nagle usłyszałam lekkie stąpanie lap po śniegu. Odwróciłam się w tamtą stronę. Wilk o jasnej, wtapiającej się nieco w tło sierści szedł obok klatek. Był mniej więcej w moim wieku, może trochę starszy. Pisnęłam do niego, bylo jasne, że mnie zauważył. Skierował na mnie wzrok i mruknął:
- Biedna... Ludzie są straszni.
  Myślałam, ze pódzie dalej, ale on zaczaił się za wartownikiem. Skoczył mu na plecy i ogłuszył, a potem zerwal lańcuch z klatki podtrzymujący kłódkę jednym kłapnięciem zębów! Podobnie uczynił z kilkoma innymi klatkami i po chwili oszołomione nieco zwierzęta zaczęły wychodzić z klatek w gęsty ciemny las.  
  Ja także się odwróciłam, ale nieznajomy wilk powiedział:
- Chodź ze mną.
  Zgodziłam się, bo niewiele wiedzialam o życiu w lesie i pewnie bym dlugo nie przeżyla sama. Poszliśmy krętą ścieżką między sosnami i doprowadził mnie do pospiesznie wykopanego legowiska. Powiedział, że jego brat wkrótce wróci z polowania, a że jest świetnym lowcą, to na pewno starczy dla mnie. Powiedzial też, że się nazywa Draugluin i że od kilku lat razem z bratem wędrują po świecie. Jak przewidywał Draugluin, jego brat wrócił z posiłkiem i po raz pierwszy od dawna sie najadlam. Carcharoth - brat - zgodził się, bym wędrowala z nimi. Od tego czasu wlóczymy się po świecie, ale dopiero teraz Draugluin zostal moim partnerem i dołączyliśmy do watahy.


Od Derlisa

Kilka dni temu dołączyłem a już czuje się jak w domu. Mieliśmy w naszych terenach piękny obfity w zwierzynę las a także czyste przejrzyste jezioro. Kierowałem się teraz nad rzekę. Gdy doszłem postanowiłem iść jej brzegiem aż do wodospadu - granicy terytoria. Idąc rozmyślałem o różnicach watah - poprzedniej i mojego teraźniejszego domu. Tam była jedna jak na taką watahę ciasna jaskinia, a tutaj każdy miał własną. Ja mieszkałem w grocie Green. Bardzo mi się podobała ponieważ jedno jej wyjście prowadziło do podziemnego źródła a drugie do lasu. Z zamyślenia wyrwał mnie cień pijącej wilczycy w oddali. Od razu rozpoznałem w niej Frostbolt. Zastanawiałem się czy podejść czy nie. Przecież dlaczego miałbym jej unikać? Nie było żadnego powodu. Zbliżyłem się. 
- Cześć Frostbolt. Jestem Derlis. 
- Ach tak słyszałam że dołączyłeś - zmierzyła mnie jakby chłodnym wzrokiem. 
- Mam pytanko. Czy las, jezioro i rzeka to całe nasze tereny ? 
- Yyymm... nie. Jeszcze jest polana. Znajduje się w prawo za lasem. - odpowiedziała zimno 
- Nie byłem tam. Pokarzesz mi gdzie to jest ? 
- ok. - już trochę mniej niechęci 
Szliśmy w milczeniu przez las. Za zakrętem ukazała się piękna polana. 
- Ładnie tu. - powiedziałem. 
- Wiem. A jak to się stało że się tu znalazłeś - spytała trochę przyjaźniej. 
- Długa historia ... 
- A my mamy dużo czasu.- nagle zrobiła się ciekawa 
- No byłem w watasze. Byłem tropicielem, zastępcom głównego. Żyło nam się dobrze, lecz pewna wataha na nas napadła i wygrała. Zabrała na połowę terenów. Nasza wataha była liczna, miała dużo szczeniaków. Mieliśmy aż dwie mieszkalne jaskinie. Zabrali nam tę większą i pozostawili w ciasnej. Potem następna napadła i następna. Próbowaliśmy obronić nasze małe schronienie. Wiele osobników zginęło w tym szczeniaki. Postanowiliśmy się zemścić. Ja miałem wtedy lekko ponad rok. Jedną pokonaliśmy ale one zawarły sojusz i znów nas ograbiły. W następnej wojnie zginęła moja matka próbując mnie ukryć. A potem ojciec. Zostałem sam. Zakradłem się w nocy do jaskini wrogów. Wiedziałem dokładnie gdzie jest bo sam tam mieszkałem. Spały tam wilki. Ranny Alfa i jego młody syn. Alfa by sam za niedługo skonał więc go zostawiłem. Jego syn był silny i młody, miałem zamiar go zabić, lecz to byłoby niesprawiedliwe. Zbudziłem go i cicho ogłuszyłem. Wyciągnąłem go do lasu. Tam się ocknął i stanęliśmy do walki. Po walce byłem ledwo żywy a on martwy. Zrzuciłem jego ciało ze skarpy i uciekłem. Zaczęli mnie tropić wrogowie. Kilku z nich zabiłem, lecz przetrwał jeden. Złapał mnie i zaczął okaleczać. Straszliwie okaleczony zostałem pozostawiony na pastwę losu. Szłem ostatkiem sił przez las. Znalazł mnie pewien szaman. Zaopiekował się mną. Dzięki niemu wyzdrowiałem. Powiedział mi że jeszcze trzy razy wrogowie na mnie napadną, po ostatniej walce miałem wypić eliksir regenerujący i usuwający rany i blizny. Odbyłem dwie krwawe zwycięskie walki. Ostatni napad odbył się w nocy. Ostatkiem sił walczyłem z ... wilczycą. Nie zabiła mnie, bo była zmuszona do walki choć była ciężko ranna. Podzieliłem się z nią eliksirem. Wędrowaliśmy razem. Byliśmy przyjaciółmi. Lecz przywódca - córka poprzedniego Alfy i siostra wilka którego zabiłem, wykryła zdradę ze strony wilczycy. Napadła na nas gdy spaliśmy. Adine ( moją przyjaciółkę ) okaleczyła na moich oczach, a mi pozostawiła wielkie rany. Zostałem z konającą Adine. Ona powiedziała że to była jej znienawidzona kuzynka, a także gdzie są najbliższa watahy. Następnej nocy zbudziła mnie i kazała wyjść na dwór. Wskazała na księżyc i powiedział że to moje przeznaczenie, a także kazała siebie dobić. Skróciłem jej cierpienie i udałem się w kierunku watah. Ta była najbliższa i nie miała żadnego związku z tamtymi wydarzeniami. - zakończyłem ciężko. - Teraz ty powiedz coś o sobie.
---------------------------------CD od Frostbolt---------------------------------
-Właściwie to nic ciekawego w porównaniu z tym co ty opowiedziałeś. Moja historia nie jest zresztą z byt długa. No i kondolencje z powodu przyjaciółki.-starałam uśmiechnąć się najcieplej jak mogłam.-Okres jeszcze z przed watahy był najcięższy. Nad światem panowała zima stulecia, a my na dodatek mieszkaliśmy w watasze mrozu. Poza naszymi granicami było i tak bardzo zimno, ale tam łapy przymarzały do ziemi jeżeli pół minuty stało się w bezruchu. Nigdy nie wiadomo było czy obudzisz się żywy. Ja miałam w tedy miesiąc i choć było trochę za wcześnie na to, to już odkrywałam swoje moce, które nie poprawiały sytuacji. Mimo, ze moi rodzice byli betami to ja już jako szczeniak spadłam do najniższego poziomu Omegi. Była tylko jedna wilczyca, która nie traktowała mnie jak coś złego, to była moja przyjaciółka Snowfall. Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Rozdzieliło nas to, ze gdy ja przymierałam głodem z powodu wymrożenia zwierzyny zabrali mnie stamtąd. To był dzień poprzedzający lepsze dni i dzień śmierci Snowfall. Wciąż nie wiem czemu zmarła. Mam tylko nadzieję, że nie cierpiała.-zakończyłam.-No to wiesz o mnie wszystko. Oczywiście potem doszliśmy tutaj i rodzice postanowili założyć watahę. Teraz jestem szczęśliwa, ale brakuje mi Snowfall-zakwiliłam.
Deliris szturchnął mnie mnie pocieszająco łapą. Gdy wreszcie się ogarnęłam zakomunikowałam:
-No to jest nasza polana. Muszę już iść. Pa. Gdybyś czegoś potrzebował to powiedz.
I odeszłam. Byłam sztywna, ale to dla tego, że to było trochę krępujące tak się otwierać przed kimś kogo znałam dopiero od paru dni. Przedyskutowałam tą sprawę z Elentarisem, który zgodził się ze mną co do tego, a potem położyłam się w jaskini i spróbowałam zasnąć, ale przez całą noc albo myślałam o Derlisie, albo śniłam koszmaary o mojej ostanie nocy w watasze mrozu.


Od Riptide
Leżałem bezczynnie i wygrzewałem się w słońcu. Chętnie porobiłbym co innego, ale nie znałem jeszcze tak dobrze naszych terenów. Westchnąłem. Nawet nie miałem do kogo zagadać! No oczywiście podobała mi się Roxa, ale co ja nowy powiedziałbym jej? Na chwilę przerwałem rozmyślania by zobaczyć stojącą nade mną uśmiechniętą Roxę. 
-Hej!-powiedziałem 
-Cześć!-roześmiała się 
-Oprowadzisz mnie?-uśmiechnąłem się do niej prosząco.
--------------------------------dokończenie od Roxy-------------------------------
-Jasne!-odpowiedziałam.
Wilk podniósł się szybko i ruszyliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać o jakichś nieistotnych bzdetach. Niezbyt mi to przeszkadzało bo bardzo mi się podobał i chyba ja jemu też trochę.
-Riptide, bo wiesz...-zaczęłam-może to trochę za szybko, ale podobasz mi się i czy zechcesz być moim partnerem?
------------------------------Cd. od Riptide--------------------------
-Tak oczywiście.-W tej chwili byłem najszczęśliwszym wilkiem.
Historia Wild i Natera
Jako mała wilczyca mająca zaledwie dwa miesiące, z powodu swej niesamowitej sierści zostałam porwana przez łowców wilków. Zdarzyło się to gdy chciałam pobawić się w lesie. Biegałam po naszym terytorium, chowałam się w jaskiniach, kąpałam w strumyku. Nie mogłam wiedzieć, że właśnie w jednej z jaskiń będą ludzie, którzy mnie schwytają, ale stało się. Walczyłam, krzyczałam, wołałam pomocy, na nic, ogłuszyli mnie. Czas podróży zlewał mi się w jedno. Nie wiedziałam czy jest dzień czy noc. Czy wciąż żyję. Pewnej nocy mimo otumanienia zobaczyłam okazję. Nie mogłam spać, tylko przymknęłam oczy. Ludzie jednak myśleli inaczej więc sami zasnęli. Dostrzegłam w tym swoją szansę i uciekłam. Błąkałam się po lesie dopóki nie spotkałam Natera.
Za to ja Nater, wybrałem się z moimi rodzicami na pierwszą lekcję łowów. Goniliśmy sarnę. Okazało się, że upatrzył ją sobie niedźwiedź. Już mieliśmy się wycofać, gdy niedźwiedź zaryczał. Było to w górach. Usłyszeliśmy dźwięk nadchodzącej lawiny. Rodzice odepchnęli mnie do lasu. W tym czasie lawina zasypała ich, niedźwiedzia i sarnę. Nie wiedziałem jak wrócić. Wyłem tak długo i głośno dopóki nie spotkałem Wild, która powiedziała mi, że choć jak się okazało była bardzo daleko doskonale mnie słyszała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz